Dzisiaj
zaskoczyła nas wszystkich koleżanka z pracy, która przyniosła piękny tort w
kształcie książki. Okazało się, że ma urodziny, a że jest u nas od niedawna,
nie wiedzieliśmy o tym. I tak nas miło zaskoczyła! Oczywiście przerwaliśmy
swoje prace (oprócz grafików, oni są raczej nietypowi) i rzuciliśmy się składać
życzenia i jeść tort. W smaku okazał się już nie taki boski, strasznie słodki,
ale jakoś dało się zjeść, popijając gorzką kawą.
Pogadałem sobie
z nią przy okazji. Okazało się, że jej brat również wykonuje podobny zawód do
mojego, tylko że w stolicy. Powiedziałem jej, że jako tłumacz angielskiego, Poznań sobie chwalę i nie wiem, czemu ludzi
tak ciągnie do Warszawy. Odpowiedziała mi, że jej brat długo szukał pracy i w
końcu znalazł ją w innym mieście, więc się przeprowadził. Tym bardziej, że w
stolicy więcej płacą. Z drugiej strony ceny wynajmu mieszkania, czy inne są na
pewno wyższe niż w Poznaniu, więc na jedno wychodzi.
Samo miasto nie
ogranicza tłumacza. Można przekładać teksty na umowę o dzieło z całej Polski,
siedząc wygodnie w domu. Myślę, że taką pracę trzeba po prostu lubić, bo
przecież nie każdy lubi pracować z innymi. Niektórzy się rozpraszają i nie mogą
skupić, kiedy ktoś obok rozmawia czy zagląda im przez ramię. Taka praca często
ma charakter luźniejszy niż ta w biurze, gdzie szef zawsze może cię
skontrolować.
No comments:
Post a Comment